2016/08/22

O BUDOWIE DOMU


Budowa domu.


To miała być krótka historia o budowie domu, a wyszła z tego niemała trylogia. Jak wygląda nasza historia budowy domu? Ona wciąż trwa. I końca nie widać. A wpis ten dedykuję sama sobie oraz tym, którzy stracili już siłę i wiarę w dobre dni. 

Po pierwsze jesteśmy dorośli. Po drugie wiedzieliśmy dokładnie na co się piszemy (czytaj: co nas czeka). Po trzecie zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jest to sprawa szybka i prosta jak drut. Ale ta "budowa" domu nas przerasta. Z dnia na dzień. 

Dla pełnej jasności sprawy i tym, którzy tu zaglądają należy się kilka słów wprowadzenia. Okołu półtora roku szukaliśmy mieszkania do kupienia we Wrocławiu. Naciskałam ja;) Marzyły mi się wygodne cztery kąty. Bez ceregieli. A tych było znacznie więcej niż by można się było spodziewać. Po pierwsze stosunek ceny do jakości - kosmos. Po drugie ceny za metr - jeszcze większy kosmos. Po trzecie - umowy z przedstawicielami i brokerami - na własną rękę podpisujesz miliony umów. O tym można pisać osobne posty. 

Po czymś takim zapadła decyzja - budujemy się. I zaczęły się inne ciekawe historie. Najnowsza przebiła wszystkie, przelała czarę goryczy. Podpisaliśmy umowę z architektem na zrobienie projektu domu. Z projektem nigdy nie było między nami (fachowo: inwestorami) problemu - mamy podobny gust, oczekiwania, plany i doskonale wiemy co chcemy mieć w domu. I czekaliśmy na projekt. I załatwialiśmy inne sprawy. I znów czekaliśmy. Aż "nagle" po 6 miesiącach od zawarcia umowy z architektem dowiedzieliśmy się, że projekt naszego domu nie dojdzie do skutku, gdyż architekt ma... poważniejsze inwestycje i nasz dom to dla niego za małe wyzwanie... :O. Zostaliśmy z niczym. Aktualnie zaczynamy sequel pod tytułem: projekt domu: podejście nr 2 (sic!). Jeżeli tak będzie wyglądała sama budowa domu to my nie wybudujemy go do czterdziestki;) 

Trzeba być niezwykle silnym człowiekiem, aby dać siłę drugiemu człowiekowi. I choć mam dni kiedy wkurzam się na cały świat, gdy w głowie kotłują się czarne chmury, a z ust najchętniej leciałyby same nieprzyzwoite i niecenzuralne słowa - idę dalej. Idziemy razem dalej. Wiem, że inni wciąż mają wiatr za plecami, że z górki im się wiedzie. Ale ja... ja mówię, że kolekcjonuję doświadczenia, że trenuję siłę i chart ducha;) I niech brzmi mi ciągle w głowie myśl, że dopóki mam co jeść, dopóki mam bliskich, dopóki mam zdrowie, dopóki mogę zacząć nowy dzień dopóty jest szansa na wszystko. Na wszystko co według nas samych jest ważne. 


Moja prośba: 

Trzymajcie kciuki za tych, którym wiatr nie jest sprzymierzeńcem, którzy częściej mają pod górkę i pchają ten swój syzyfowy kamień, którzy kończą dzień ze znakiem zapytania w swoich rozmyślaniach lub tym, który stracili wiarę w lepsze jutro.  Bo ono nadejdzie, kiedyś...

Z pozdrowieniami, 

Jo. 

Budowa domu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz